Najnowsze wpisy, strona 2


Symptom ofiary - subtelna sztuczka EGO
18 maja 2021, 10:36
Wydawać by się mogło, że nikt nie lubi być ofiarą. Na pewno nie świadomie, a jednak często słyszymy w rozmowie: "Mam ciężkie życie", "Przechodzę ciężki okres", albo "Wszystko się ułoży, bo jestem silna i zawsze daję radę sama." Przyglądam się temu i zastanawiam się, co właściwie robimy. Patrząc wstecz widzę mistrzynię tej gry w "subtelną ofiarę". Te wszystkie stwierdzenia: "To dobry związek, ale wszystko muszę robić sama.", "Nie mam czasu gotować, ale ktoś to musi robić.", "To świetny dom, ale wymaga dużo nakładów i wszystko oczywiście na mojej głowie."
I wyjaśnienia: "To była najlepsza decyzja.", "Przecież kto, jak nie ja." Z pozoru niewinne stwierdzenia. I logiczne komentarze rozmówców: "To zrozumiałe, że jesteś zmęczona / zła/ zawiedziona..."
 
Co się tu właściwie dzieje? Podjęłam jakąś decyzję lub działanie. To fakt. Miniony. Jednocześnie wyczuwam tu założenie, że powinno być inaczej. Jakiś rodzaj walki z rzeczywistością. Niezgoda. Zmaganie. "Ale spójrzcie na mnie! Daję radę! Jestem dzielna! I najczęściej z uśmiechem wyrażam negację! Jestem po prostu ofiarą okoliczności!" Hahaha!!!
 
Dziś, gdy patrzę na siebie wstecz, mogę się już tylko śmiać. Ale kiedyś nie było mi do śmiechu. Cały świat był przeciwko mnie przez około 40 lat. Co się nagle stało, że mnie polubił? Ja GO polubiłam! I zobaczyłam, jak działa system Trzech Pryncypiów, system ludzkiego doświadczania.
 
Co zobaczyłam w Ani-ofierze? Jakiś rodzaj strachu przed byciem szczęśliwym. Nieodpartą chęć wytłumaczenia wszystkiego, co dobre w życiu i umniejszania temu. Jakiś strach przed tym, czy mi się należy i czy mam prawo być szczęśliwa. "Jest dobrze, ale nie masz pojęcia, ile mnie to kosztuje!" Skąd ten strach?
 
Czyjeś kłopoty wydają nam się zawsze proste w rozwiązaniu.
- "Już tylko się kłócimy, nie wiem, co robić."
-"Kochanie, po prostu odejdź od niego." Proste i logiczne. Gdy jednak dotyczy to nas, system 3P nadaje myślom poprzez zmysły poczucie realności. Czujesz w ciele fizyczne doznania, a to sprawia, że czujesz je jak prawdziwe. Teraz grasz w filmie główną rolę, a twoja świadomość to niejako departament efektów specjalnych, nadający roli kolor, zapach, smak... Jeśli to wszystko czujesz prawdziwie, zatem i "problem" zdaje się być realny. Czyżby był? Co jest w nas, że traktujemy siebie tak bardzo serio?
 
Ego, Ja, Jaźń - czym właściwie jest? Według Sigmund`a Freud`a, "zasadniczą rolą ego jest godzenie (obrona i planowanie) konfliktowych żądań ze strony instynktów, sumienia oraz środowiska zewnętrznego. Ego wytwarza się, ponieważ zaspokojenie potrzeb organizmu wymaga działań w świecie rzeczywistym (obiektywnym) poprzez przekształcanie wyobrażeń w spostrzeżenia. Jest podporządkowane zasadzie rzeczywistości, działa za pośrednictwem procesu wtórnego, sprawuje kontrolę nad funkcjami poznawczymi i intelektualnymi. Ta część osobowości decyduje o przystąpieniu do działania, które popędy i w jaki sposób zostaną zaspokojone, oraz o tym które życzenia zostaną wyparte. Nie należy jednak popełniać błędu utożsamiając ego i świadomość. Nie wszystkie obszary ego są świadome." (Wikipedia)
 
Zawsze uważałam siebie za osobę samodzielną: samodzielną córkę, uczennicę, koleżankę, kobietę, mającą własne zdanie i suwerennie podejmującą decyzje. Taka Zosia Samosia. Teraz widzę, że moja samodzielność nieczęsto wynikała z chęci robienia tego, co robiłam. Zawsze gdzieś z tyłu głowy panowało przekonanie podszyte strachem: "Jeśli ja nie zrobię, nikt tego nie zrobi.", "Zrobię sama, żeby nie musieć się prosić.", "Na pewno dam radę, zawsze daję." Brakowało radości z działania. Wszystko zatem wymagało dużo energii, bo wymyśliłam sobie, że muszę, że teraz, że ja... I uwierzyłam, że tak jest. I świat mi nie pomagał. Ofiara okoliczności. A następnie wewnętrzny komentarz: "Czy ktoś to kiedyś zobaczy, doceni, pochwali...?" Ofiara przezroczystości.
Byłam kompletnie nieświadoma swojego nastawienia i nie widziałam, co właściwie sobie robię. Szukałam winnych i rozwiązań wszędzie, gdzie znaleźć ich nie mogłam. Na zewnątrz.
 
Wszyscy to robimy. To smutne. I męczące. Wynika jedynie z nieświadomości. Gdy nie jesteś świadomy działania systemu, nie jesteś winny tego, co czasem przychodzi ci do głowy. Jednak twoje Źródło jest zawsze zdrowe i nienaruszone. Jesteś jedynie ofiarą nieświadomych myśli i przekonań, które zmienią się, gdy tylko ujrzysz system 3P. Można prościej! I trzeba prościej! Wystarczy już skomplikowanych analiz osobowości i wieloletniej pracy nad sobą.
 
Może nie widzisz jeszcze u siebie "syndromu ofiary". Może trudno odnaleźć ci się w przytoczonych przeze mnie przykładach (po części zaczerpniętych z życia znajomych). Jednak warto stać się uważnym i przyjrzeć się własnym przykładom. Czujesz poświęcenie, oddanie, wyrzeczenia, zaangażowanie i niezłomność, przygniatający ciężar obowiązków, a jednocześnie uważasz, że nikt tego nie zauważa, nie docenia. Spójrz o krok wstecz, a może o krok w przód, i zobacz, co tak naprawdę się dzieje. Kto stworzył plany i scenariusze? Kto zdecydował o działaniu i kto je ocenia? Kto relatywizuje i ubiera wszystko w logikę? Czyją logikę?
 
Być może pomyślisz: JA! Kim zatem jest JA?
Patrząc z perspektywy ośmielam się stwierdzić, że wszelkie "niedogodności" i "nieporozumienia" w życiu wynikają z przekonania, że jesteśmy marionetką w świecie, a nie światem w marionetce. To fundamentalne nieporozumienie niesie za sobą całą serię pomyłek, które w skrócie nazywamy JA. JA, które powinno być dobrze traktowane, zauważane, doceniane, JA mające prawa i obowiązki, JA przekonane o potrzebie regulacji i kontroli... JA, które nie jest świadome faktu, że jest częścią wszystkiego, z niego pochodzi i w nim się zawiera. JA, które samo w sobie jest doświadczeniem. Tak samo czasowe i niestałe, jak każda kreacja, którą tworzy. JA nie doświadcza, JA jest doświadczeniem.
 
Gdy zobaczysz, że cała historia JA jest tylko opowieścią, uświadomisz sobie, że nie musisz się tak bardzo do niej przywiązywać. Nie musisz trzymać się kurczowo teorii JA, które to JA stworzyło. Zamiast walczyć o prawa JA, zobacz, że poza historią JA, to JA nie istnieje. To, co wciąż uważasz i czujesz jak prawdziwe, twoje JA, to tylko system 3P zawsze przy pracy.
 
Czyż zatem wychodzimy z założenia, że wszystkie żądania i walka, mają udowodnić istnienie JA? I najwidoczniej chcemy, by wszystko poza JA działało z nim w porozumieniu i na korzyść JA. Intrygujące!
 
Cała walka i poczucie bycia ofiarą stała się dla mnie nielogiczna i zbędna, gdy tylko zobaczyłam, jak działa system 3P. Zobaczyłam, że nie jestem tym opowiadaniem, nie jestem tą pacynką, ani jej myślami. Jestem doświadczeniem. Czasowym, przemijającym obrazem, którego nie muszę zatrzymywać. Nie mogę nawet. Choć czasem nadal próbuję. Słowa "zawsze" i "nigdy" straciły rację bytu. Nie muszę kontrolować. Nie muszę pisać scenariuszy, by potem uparcie je realizować. Nie muszę walczyć, ani udowadniać swoich racji. Bo z kim niby miałabym walczyć? I o co?
To wszystko tylko fatamorgana. Możesz wykopać głębszą studnię i dosadzać drzewa w oazie, ale to wciąż jedynie fatamorgana. Miraż, nie rzeczywistość.
 
Z jakiego powodu znęcamy się sami nad sobą, kreując wieczną ofiarę okoliczności zewnętrznych? Czy to forma ochrony JA? Mechanizm obronny? Czy ma nam zapewnić bezpieczeństwo? Schronienie? Czy jest jakoby kurtyną, za którą chowamy nasze strachy, lęki, obawy i niepewności? Nasze "etykietki"? Czy ten pancerz pozwala nam się otworzyć, czy izoluje? Pomaga czy szkodzi?
 
Bez historii JA nie ma potrzeby ciężkiej pracy nad scenerią mirażu. Doświadczasz go. To wystarcza. Nie potrzebujesz innych, którzy pochwalą lub zanegują zdobienia i wzornictwo hamaka, rozwieszonego między dwoma palmami. Potwierdzenie świata, że masz prawo istnieć, nie jest ci już potrzebne, gdy wiesz, że jesteś częścią świata i istniejesz. Pytanie czy masz prawo - traci sens. Jak wiele wolności niesie ze sobą realizacja działania systemu ludzkiego doświadczenia. Jakiej lekkości doświadczasz, gdy widzisz paradoks EGO.
 
Zobacz, co się dzieje, a wszelkie mechanizmy obronne, sposoby na poprawienie sytuacji, strach, walka lub ucieczka - odejdą. Nie dlatego, że je zaakceptujesz lub "przerobisz", ale dlatego, że gdy iluzja JA opada, walka z JA i o JA przestaje mieć rację bytu. Staje się nielogiczna. I dzieje się to jako efekt wglądu, a nie ciężkiej pracy. Życie jest piękne. I proste. Nie musisz nic robić. Musisz tylko coś zobaczyć!
Problemy
18 maja 2021, 07:52
Zastanawia mnie ostatnio kwestia naszego przywiązania do problemów i rozmów o nich. Zdarzyło mi się ostatnio, że mój rozmówca stwierdził, że skoro u mnie zawsze OK, to jemu trudno nawiązać ze mną kontakt, połączenie. To mnie trochę zaskoczyło! Czyżby więź z drugim człowiekiem miała polegać na "wymianie" problemów? Dlaczego niby ich brak miałby przeszkadzać nam w nawiązaniu kontaktu?
Przez kolejne tygodnie testowałam tę kwestię na otoczeniu i, ku memu zaskoczeniu, wygląda na to, że mamy spore trudności z cieszenia się chwilą obecną, zwyczajnym byciem.
 
Spotkałam osobę, która powiedziała: "To była miła rodzinna impreza, dobrze się bawiłam, ale gdy wróciłam do domu zorientowałam się, że nikt nie zapytał, co u mnie słychać i zrobiło mi się bardzo przykro." Wow! Przecież dobrze się bawiła!
 
I rzeczywiście: gdy na pytanie: "Co słychać?" odpowiadam: "Świetnie!", rozmowa niemal się urywa, jakby nie było punktu zaczepienia.
Chyba założyliśmy, że nie można być tak po prostu szczęśliwym i zdrowym, że to niemożliwe, a jeśli już, to nie łatwe i niespotykanie. Na tym założeniu rozwinął się cały przemysł "pomocowy": psycholodzy, psychiatrzy, coache i terapeuci, trenerzy duchowi wszelkiej maści... (Nie neguję. Sama korzystam i prowadzę treningi.) Każda z tych metod polega na wspominaniu i rozmowie o "problemach".
 
Kiedy na zawsze odszedł ktoś bardzo mi bliski, przez jakiś czas było mi smutno, płakałam, a nawet byłam zła. Gdy minął okres żałoby, odeszło też uczucie przygnębienia. Jednak przy każdej okazji wspominania smutek powracał. Nic w tym dziwnego, jednak to, co sprawiało ból, to nie sam fakt "odejścia", lecz wszystko, co się z tym dla mnie wiązało, co straciłam, czego już nie doświadczę. Ostatecznie nie śmierć powodowała rozgoryczenie, lecz cała masa ocen i idei, konceptów i przekonań, a przede wszystkim brak zgody na to, co już jest.
Nie potrafiłam także zobaczyć, że to uczucie smutku nie jest czymś stałym. W końcu zawsze był, gdy myśli wracały do wspomnień. Nie widziałam wtedy, że powracające uczucie żalu pojawia się jedynie w chwilach, w których o tym myślę. Czasowo. Przemijająco.
 
Nie zdawałam sobie sprawy, że tak funkcjonuje mózg, tworzący stałe wzory i połączenia, i zawsze powracający do tych wzorów, szablonów myślowych, starych torów. To oczywiście bardzo praktyczne, że każdego dnia nie musimy uczyć się na nowo pisania, czytania czy jazdy samochodem. Jednak w nieświadomym umyśle schematyczne myślenie może działać na naszą niekorzyść.
 
Wydaje się, jakbyśmy byli w posiadaniu jakiejś mentalnej listy tego, co się dzieje w naszym życiu. "Co słychać?", "Dobrze, ALE..." Niemalże tak, jakby pierwsza część odpowiedzi była reakcją na dany moment Tu i Teraz, a jednocześnie gdzieś z tyłu głowy odbywa się inspekcja, mająca na celu wyszukanie wszelkich niedogodności. "Już czuję się dobrze, ale 2 tygodnie temu przeszłam taką grypę, że myślałam, że umrę!"; "Synowi idzie świetnie na studiach, ale żebyś wiedziała, ile go to wszystko kosztuje!"; "Jutro jadę na dwutygodniowe wakacje, ale ostatnie tygodnie musiałam pracować po 15 godzin na dobę, żeby zdążyć!". Jakbyśmy musieli mieć deklarację czy wytłumaczenie na to, że jest dobrze. Jest super, ALE...!!! Jakbyśmy lękali się pozytywnego. Jakbyśmy mieli prawo powiedzieć "super" tylko wtedy, gdy wszystko w naszym życiu układa się idealnie, czyli po naszej myśli. Interesujące!
 
Czego właściwie szukamy w tej postawie? Wspólnoty z rozmówcą? Zespolenia w problemach? Rozwiązań i odpowiedzi? Potwierdzenia? Pogłaskania i pożałowania? Pochwalenia?
 
Byłam kiedyś przygodnym świadkiem rozmowy pewnej pary na ich pierwszej randce. Oboje z namiętnością wymieniali informacje o tym, co poszło nie tak w ich poprzednich związkach i dlaczego nie przetrwały. Hmmm? Fascynujące! Najwidoczniej wydaje nam się ważne i pouczające wiedzieć, co nie udało się w przeszłości. Chyba wierzymy, iż taka postawa pozwoli nam uniknąć podobnych błędów w przyszłości. Czyżby? Czy powracanie do trudności nie kreuje nam obecnej rzeczywistości? Czy wiedząc, jak powstaje ludzkie doświadczenie, nadal mogę wierzyć w sens takiego podejścia?
 
A jednak na pierwszy rzut oka zdaje się, że wymiana "problemów" daje nam poczucie pewnej lekkości, zdjęcia tzw "ciężaru z pleców", połączenia, czujemy się wysłuchani i zrozumiani. Mówimy: "Doskonale rozumiem, co czujesz."; "Wiem, o czym mówisz." Umyka nam jednak jedna fundamentalna prawda: to "zrozumienie" nie wynika z wysłuchania i odczuwania drugiej osoby, ale jedynie z połączenia jej historii z tym, co ona znaczy dla nas. To w pełni wyłącznie nasze wewnętrzne doświadczenie, powstające na bazie słyszanej historii i łączone z naszym osobistym losem i wszystkim, co się w nim zawiera. Nie możemy bezpośrednio przeżywać "problemu" drugiej osoby, a jedynie to, co ten "problem" oznacza dla nas. To wielka różnica! Warto być tego świadomym.
 
To doświadczenie już minęło. Teraz go nie ma, ale dzięki myśleniu jest kreowane na nowo. Gdy wspominam stratę, moje zmysły zaczynają pracować pod wpływem myśli i odczuwam podobne doznania, jak w momencie otrzymania smutnej informacji. Gdy zaczęłabym ci o tym opowiadać, obudziłoby to również w tobie myśli, emocje i fizyczne odczucia. To dobry przykład na to, jak działa system 3P. Umysł - Świadomość - Myśl. Nic poza tym. Trzy Pryncypia zawsze przy pracy. Słyszysz opowieść o stracie bliskiego, kojarzysz to (świadomie lub nie) z własną stratą, którą kiedyś przeżyłeś, a zmysły animują je w postaci emocji i fizycznych doznań i dlatego wydają się realne. Sam zaczynasz czuć smutek, strach, może uronisz łezkę. Jednak nie przeżywasz bezpośrednio mojej straty. Nie możesz. Całe doświadczenie kreowane jest zawsze jedynie ze środka na zewnątrz.
 
Zanim się zorientujesz, siedzisz po uszy w dramacie, który nazywamy współodczuwaniem. Piękna idea.
Jako ludzie jesteśmy w posiadaniu racjonalnego umysłu, dzięki czemu możemy wspominać przeszłość i fantazjować o przyszłości. To dość praktyczne. Jednocześnie, nieustanne powracanie do przeszłych "przykrości" powoduje, że to, co w tym momencie nie istnieje, możemy przeżywać wciąż na nowo, powtórnie i jeszcze raz! Ale!!! Poza myślą w tym momencie, ta kwestia nie istnieje. Żyje jedynie w myśli. Myśl utrzymuje ją przy życiu.
 
Jeśli "wymiana" problemów oznacza dla ciebie kreowanie więzi - świetnie! Be my guest! Rób to, co uważasz za słuszne. I rób to z pełną świadomością i odpowiedzialnością.
 
Co zatem począć z tymi bez problemów?
Trzy Pryncypia nie dają żadnych rozwiązań, wskazówek, nie mówią, jak masz żyć ani co jest dobre, a co złe. Są jedynie opisem tego, jak powstaje ludzkie doświadczenie. Wskazują surowiec, z którego wszystko jest zbudowane. Są przed wszelkimi metodami i ideami, jednocześnie obejmując wszystko i wszystko w sobie zawierając. Fundamentalne i uniwersalne.
Nie pytaj więc, co zrobić z istniejącą już kreacją. Zobacz Co/Kto kreuje...
Patrz do wewnątrz
17 maja 2021, 17:26
Gdy kilka lat temu, po raz pierwszy usłyszałam: "Patrz do środka, do wewnątrz - tam ukryte są wszystkie odpowiedzi", coś się we mnie poruszyło. Idea była mi obca, jednak otworzyło się coś, czego nie umiałam nazwać ani opisać, coś, co jednak wzbudziło moje zainteresowanie i poczucie, że coś w tym jest. Moje zrozumienie pozostawało jednak nadal na poziomie czysto psychologicznym, personalnym, osobistym.
Patrz do wewnątrz. Czyli gdzie? Czy to mój brzuch lub żołądek, który skręca się w momentach stresu? Czy to serce, które uznaliśmy za źródło uczuć i emocji? Gdzie to "wewnątrz"? Na co właściwie mam patrzeć? Czego szukać? Środek czego/ kogo?
Szukałam więc w kukiełce, w tym fizycznym ciele, w Ani. I wiecie co? Zawsze coś znajdowałam! Szukałam w formie, a wszystko co znalazłam umiałam zracjonalizować. Jakiekolwiek przeżycie potrafiłam umieścić w czasie i przestrzeni. Przeżyłam kiedyś coś, i ktoś/ coś jest odpowiedzialny za to, co teraz czuję.
 
Ta psychologiczna metoda podejścia do życia czyniła wiele rzeczy.
Po pierwsze sprawiała, że wszystko, co "znalazłam" w przeszłości i co miało wpływ na teraźniejszość, stawało się bardzo rzeczywiste, a możliwość myślenia o tym i racjonalizacji wszystkiego, utrwalała jedynie przekonanie, że jest jakiś realny problem w tym momencie. Wszystko zatem zdawało się być trwałe, stałe, rzeczywiste.
 
Na nieszczęście, metoda racjonalizacji czasami działała, co dawało wiarę w jej skuteczność. Czego nie dawało? Spokoju ducha. Ciągle było coś do zrobienia, ze sobą lub ze światem, wciąż doświadczenie, które było, nie było tym, czym być powinno. To przysparzało jedynie więcej pracy, więcej myślenia, a w efekcie jedynie więcej stresu.
 
I również tutaj mój logiczny umysł potrafił znaleźć przyczynę, zawsze w świecie zewnętrznym. Strach przed autorytetami - wymagający ojciec. Brak dyscypliny - niekonsekwentna matka. itd. itd. Jednak znajdowanie winnego moich wszystkich nieszczęść nie miało ostatecznie przełożenia na lekkość i przyjemność życia. Więcej nawet: zmuszało do jeszcze większej kontroli wszystkich i wszystkiego. Bo przecież jeśli tylko będę się wystarczająco starać i będę wystarczająco dobra, to wszystko pójdzie po mojej myśli i będę szczęśliwa. Haha!!!
 
Tę iluzję podtrzymywałam przy życiu przez czterdzieści lat. Moja obecna wersja siebie wciąż nie była wystarczająco dobra. Wciąż szukałam nowych sposobów, nowych metod i tricków, a wszystko po to, by w końcu osiągnąć upragnioną równowagę. Pełen ZEN. Nigdy więcej stresu, zawsze w dobrym humorze, pozytywnie nastawiona do wszystkiego i pełna energii. Jednak czasem budziłam się niewyspana lub wszystko szło nie tak, pod nosem za kierownicą swego auta "nakrzyczałam" na dziadka, który jechał zbyt wolno, klient spojrzał na mnie krzywo i.... Oh! Nerwy, stres, przygnębienie... Jeejcie, znów mi nie wyszło, straciłam równowagę. Muszę dłużej medytować, głębiej oddychać, więcej samokontroli.... I znowu stres! Metoda nie działa! Albo mnie brak dyscypliny i konsekwencji w praktyce. Zatem: znowu do pracy.
 
3 Pryncypia dały mi łatwiejsze i uniwersalne rozwiązanie. Zobaczyłam, jak działa system ludzkiego doświadczania.
 
Gdzie jest zatem ten "środek", to "wewnątrz"?
Facylitatorzy 3P mówią czasem: "Każde doświadczenie kreowane jest zawsze ze środka na zewnątrz", choć sformułowanie to nie jest do końca poprawne. Nie ma żadnego "zewnątrz" poza twoim procesem myślowym. Jednak nieporozumienia w komunikacji 3P wynikają jedynie z faktu, że to, co opisują 3 Zasady jest przed wszelkimi opisami, słowami, metodami... Jest poza formą (lub przed nią), zatem nie do oddania w formie słów, obrazów, zapachów... Bo to wszystko jest już formą. Każda myśl i każde uczucie. Wykreowane proszę państwa dzięki Myśli, Świadomości i Uniwersalnej Inteligencji dającej wszelkie życie.
 
Nauczono nas widzieć kreację. To, co już jest. Wyrobiliśmy sobie przekonanie, że jesteśmy odłączeni i wszystko, co poza nami, to świat zewnętrzny. Przyzwyczailiśmy się do przekonania, że nasze szczęście i zdrowie zależy od tej zewnętrznej formy i jeśli tylko stworzymy ją na podobieństwo własnej wyobraźni, wtedy osiągniemy (s)pokój.
 
Gdy wiesz, że nie ma "zewnątrz", zaczynasz widzieć to kto/co kreuje. Wtedy istniejąca już kreacja przestaje być solidną konstrukcją, nad którą musisz ciężko pracować. Patrzenie "do wewnątrz" nie oznacza patrzenia do wewnątrz fizycznego ciała. Nie jest personalne i nie ma z twoją osobą nic wspólnego. Jesteś częścią większej Całości. Jesteś tą Uniwersalną Inteligencją, która kreuje. A w świecie formy - jest kreacją. Każde doświadczenie (widzenia, słyszenia, czucia....) jest formą. By spojrzeć "do wewnątrz" cofnij się o krok wstecz i zobacz, kto/co kreuje.
 
Sydney Banks mawiał, że forma, każde doświadczenie, to już jest, "after effect" (skutek, wynik, następstwo). Już jest. Za późno, by coś z tym (z)robić.
Jeśli nadal pozostanę zajęta istniejącą kreacją, jeśli nadal będę szukać rozwiązań i równowagi w świecie zewnętrznym - zawsze będę miała dużo pracy, bo zawsze coś pójdzie nie tak. To nie przyniesie łatwości i lekkości. Nadal będę przyglądać się iluzji.
 
Spójrz na Źródło wszelkiego doświadczenia. Jesteś jego częścią.
Jako ludzie otrzymaliśmy możność myślenia i świadomość. Dzięki rozumowi mamy możliwość doświadczania separacji od Źródła i tworzenia JA, osobnego od RESZTY.
Każde doświadczenie jest tylko pokłosiem. Każda koncepcja JA jest tylko rezultatem doświadczenia. Nie wynikiem JA w postaci fizycznej. Nie JA-Ania, ale JA-kreacja większej Całości, tej Uniwersalnej Inteligencji, w 3P nazywanej Umysłem.
 
Jak zatem wyrazić coś, czego wyrazić nie można?
Ciszą ....................
Inaczej się nie da. Wszystko, co przyjdzie po lub w niej, jest "after effect", "too late". Ta Cisza jest odpowiedzią na wszystkie pytania. A może raczej powinnam powiedzieć: w tej Ciszy wszystkie pytania znikają. Jesteś Jednością. Jesteś Ciszą.
Uzależnienie od niewygody
17 maja 2021, 17:05
Każdy z nas ma swoje uzależnienia. W języku 3P: jesteśmy uzależnieni od myśli. Myśli, która mniej lub bardziej świadomie powraca. Moimi "ulubionymi" i niemal nieświadomymi były długo "Nie jestem wystarczająco dobra." i "Gdy będę TAM/ gdy osiągnę TO, będę szczęśliwa." To pokutujące w nas przekonanie, że gdy już TAM będziemy, lub gdy TO osiągniemy - będziemy szczęśliwi. I że tak już zostanie. (Ja naprawdę wierzyłam, że jeśli tylko wystarczająco się postaram, życie zawsze będzie idealne, wg moich standardów oczywiście.)
Przykładowo: Spotykasz księcia, który na zawsze ma pozostać księciem (lub księżniczkę, w zależności od preferencji), czyli takim, jakim go sobie wymyśliłaś. Gdy twoja koncepcja księcia ulega zmianie, on również powinien się zmienić.
Inny przykład: ustalasz sobie osiągnięcie określonego dochodu i zakładasz, że będzie on tylko rosnąć.
Lecz nagle okazuje się, że książę/ księżniczka i dochód mieli inne plany! To budzi ogromne pokłady strachu i potrzeby kontroli. Efektem jest jedynie coraz większy niepokój. I coraz więcej myśli.
 
Każdy z nas doświadcza czasem niespokojnych myśli. Nic w tym złego. "Problem" powstaje, gdy zaczynamy go "dokarmiać", w ten sposób utrzymując przy życiu. Już samo nazwanie uczucia "problemem" implikuje coś negatywnego.
Wygląda na to, że jako ludzie bardzo przywiązujemy się do niewygodnych emocji. Pamiętam poobijane w dzieciństwie kolana i łokcie i kilkudniowe strupy, które zrywałam z pełną namiętnością. Krwawiły i bolały, jednak robiłam to nadal. Intrygujące!
 
Czym jest ta chęć poczucia niewygody? Czy możemy się od niej uzależniać? Czy coś nam daje? Czy za pomocą tej niewygodnej emocji nie "zakrywamy" czegoś leżącego poza/ pod nią?Lubimy być ofiarą okoliczności?
 
Jedni piją, palą, inni objadają się lub krzywdzą siebie czy innych. Każdy ma swoje sposoby na "złagodzenie" własnej "niewygody". Dlaczego jednak u jednych staje się to nałogiem, podczas gdy dla drugich są to spontaniczne postępki? Co się za tym kryje? Czy można by zdefiniować uzależnienie jako indywidualną metodę na czasowe złagodzenie niedogodności? Która zresztą w ostatecznym rozrachunku działa często na naszą niekorzyść.
 
Patrząc na uzależnienia od strony Trzech Pryncypiów widzę, że każdy z nas stosuje własne ulubione środki, które w danym momencie uważa za odpowiednie. Często jednak przyzwyczajenie sprawia, że te rozwiązania nie są "dopasowywane" do momentu, lecz są czysto automatycznym, wyuczonym zachowaniem. By złagodzić emocjonalne niewygody pijący sięga po piwo, palacz po papierosa, a pracoholik pogrąża się w swojej pracy. Często niestety nie dlatego, że to teraz najlepsze rozwiązanie, ale dlatego, że kiedyś pomagało.
 
Ciekawe, że te krótkoterminowe natychmiastowe rozwiązania są dla nas tak istotne. Przychodzi doświadczenie "niewygody" i musimy je natychmiast "rozwiązać".
Co się tutaj dzieje? Znów kierujemy się na zewnątrz, łącząc to niewygodne uczucie z czymś w świecie poza nami: "Szef w pracy krzywo na mnie spojrzał - z pewnością mnie zwolni!" Jeśli mam przekonanie, że gdy teraz zjem paczkę chipsów to napewno poczuję się lepiej, zjadam paczkę chipsów. Chwilę później jednak myśl o zwolnieniu z pracy powraca nieprzyjemnie, znów uwiera, a do tego jest mi niedobrze i czuję się winna, że pochłonęłam 200g chipsów i tabliczkę czekolady. Czyżby poczucie winy i pełnego żołądka miało zagłuszyć strach przed utratą pracy? Czy żeby nie bać się zwolnienia, potrzebuję więcej czekolady? Więcej wina? Więcej zajęć?
 
Czy tędy droga? Do uzależnienia owszem. Do wolności? Dla poczucia wolności wystarczy ci wgląd. Gdy naprawdę Zobaczysz (a nie tylko intelektualnie zrozumiesz), co się dzieje, czy nadal będziesz widział rozwiązanie "problemu" w paczce chipsów, kolejnych nowych butach czy partnerze? Czy logika pozwoli ci nadal w to wierzyć?
 
Co jest podstawą wszelkiego uzależnienia? Myśl. Myśl, w którą wierzysz. Świadoma lub nie.
Byłam uzależniona od zmiany. Przez wiele lat, gdy coś zaczynało uwierać, siłą wiary i przyzwyczajenia zabierałam plecak i psa i zmieniałam otoczenie. Oczami wyobraźni widziałam nowe miejsca, nowych ludzi, możliwości. Za sprawą dopaminy już samo myślenie o zmianie przynosiło ulgę. Dlaczego zatem nadal decydowałam się na zmianę? Przecież uwieranie zawsze wracało i znów trzeba było się pakować. Nieświadomie i niewinnie swój "kamień w bucie" wszędzie woziłam ze sobą. I konsekwentnie wierzyłam, że kiedyś znajdę spokój i szczęście. Jednak szukałam w złym miejscu. Masa myśli i koncepcji na każdy temat nie pozwalała mi zobaczyć ani mojego "kamienia", ani tego, że to wszystko nie jest prawdziwe. Tym bardziej, że przecież czułam, jakby prawdziwe było. Uderzyłam się w nogę od stołu, bolało i miałam siniaka. Jak to nieprawdziwe?
 
Wszyscy w moim otoczeniu również przeżywali "niewygodne" emocje. Nikt jednak nie pakował plecaka i nie zmieniał miejsca pobytu z tego powodu. Mieli swoje sposoby. Więc coś tu chyba nie gra?
W moim doświadczaniu ukryte było przekonanie, że brak przywiązania do czegokolwiek i kogokolwiek daje mi wolność. Co dziwne, inni mieli totalnie odmienny pogląd na tę kwestię. Inne rzeczy utożsamiali z bezpieczeństwem i wolnością.
 
Co jest zatem prawdziwe? Czy każdy z nas może mieć swoje prawdy?
Długo myślałam, że tak. Dziś nazwałabym je przekonaniami, od których się "uzależniamy". Prawda jest jedna. Jeśli są od niej wyjątki - nie może być Prawdą.
 
Czy gdyby ktoś powiedział mi 20 lat temu: "Jesteś po prostu niespokojna, bo masz niepokojące myśli. Zobacz, co się stanie, jeśli nic z nimi nie zrobisz, jeśli nie nadasz im znaczenia, które je powiększy i utrwali." Czy już wtedy osiadłabym i zagrzała gdzieś miejsca na dłużej? Być może. Może nie. Może musiałam przejść tę drogę, by zobaczyć, co jest prawdziwe. Prawdy nie da się nikomu przekazać. Każdy musi doświadczyć jej sam. A to, co wszyscy myślimy nie jest Prawdą. Wszelkie nieporozumienia i niewygody wynikają z dysonansu pomiędzy naszym postrzeganiem, a rzeczywistością.
 
To bardzo ważne zdawać sobie z tego sprawę! To daje wolność: świadomość faktu, jak powstaje ludzkie doświadczenie. Jest myśl, w którą wierzysz, od której, po latach powtórzeń, uzależniasz się. Ta myśl dostaje życie dzięki Świadomości i tej Uniwersalnej Sile, która "kieruje" wszystkim. Jest myśl i nic nie musisz z nią robić!
 
Ta realizacja daje mi wolność wyboru. W każdej nowej chwili mam możliwość podjęcia świadomego wyboru, decydowania o tym, jak przeżywam moje doświadczenie.
Ta świadomość nie oznacza, że już nigdy nie spakuję plecaka czy nie pochłonę tabliczki czekolady. Jednak mój punkt wyjścia i to doświadczenie będą inne, niejako "luźniejsze", mniej ważne, mniej serio... Nie będzie to już znaczyło, że znów poległam, znów coś mi się nie udało i muszę zaczynać od początku. Przyjdzie kolejny moment, w którym znów będę mogła dokonać wyboru.
 
Jesteśmy bardzo przywiązani do idei lokowania wszystkiego w czasie: nie piję od tygodnia, nie palę od miesiąca... Ale też do chęci zatrzymania na stałe tego, co ostemplowaliśmy jako dobre i wyrzucenia niewygody. Mamy wiele utartych wierzeń, kryteriów i warunków, które sami wymyślamy i utrwalamy. Jeśli wieczorem oznajmiam sobie: "Cholera, znów nie biegałam!" i po tym stawiam kropkę, jest to zwykłym stwierdzeniem faktu, niezakłócającym spokoju mego wieczoru. Wszystko jednak, co postawię po przecinku ("Znowu mam lenia."przecinek; "W ten sposób nigdy nie nabiorę kondycji."przecinek; "Inni jakoś mogą być zdyscyplinowani, tylko nie ja." przecinek ...), będzie jedynie interpretacją i oceną tego faktu, zatem nie obiektywną prawdą! Nadal będę zresztą jedyną jednostką, która zadecyduje o tym, czy to dobrze czy źle. Ale hej!!! Siedzę w wygodnym fotelu i kreuję opinie na temat tego, co JUŻ JEST, zamiast korzystać z nowego świeżego momentu, z zaciekawieniem i otwartością. Nadal mogę wstać i pójść biegać. Lub pozostać w wygodnym fotelu. Myślenie na ten temat nie zmieni sytuacji, jedynie "zepsuje" moment obecny. 
 
Z tą realizacją wiem, że niewygodę - oddalenie od Domu - mogę doświadczyć jedynie wtedy, gdy tak zdecyduję. Gdy chwilowo zapomnę o tym, jak powstaje ludzkie doświadczenie i kto/ co je kreuje...
Świat zewnętrzny
17 maja 2021, 16:33
Wszyscy mamy preferencje tego, w co wierzymy: Bóg, Uniwersum, Natura. Bez względu na to, w czym lokujemy swą wiarę, istnieje przekonanie, że jest coś poza nami, co tworzy i sprawuje opiekę, co daje lub odbiera. Wtedy jest też bardzo istotne, by żyć z tym w zgodzie. Podążamy w pewnych kierunkach lub czynimy pewne kroki, by zdobyć sobie przychylność naszej Siły Wyższej. W większości przypadków nacisk jest kładziony na coś poza nami. Musisz być współpracującym komponentem lub twoje myśli i czyny muszą być w zgodzie z tą siłą lub poddać się jej. Jest zatem coś, co działa na twoją korzyść lub przeciw tobie.
 
Taka koncepcja implikuje, że jest coś poza nami, co jest do osiągnięcia lub do poprawienia, czyli niekończąca się praca. Czy to obietnica raju na koniec ziemskiego życia, czy piękny dom po latach ciężkiej pracy, czy bycie lepszym człowiekiem... Bez względu na to, co obiecuje dany koncept, wierzysz, że jest coś poza tobą, co uczyni twoje życie lepszym czy bardziej wartościowym. Coś tu się nie zgadza!
 
Wydaje się tak rzeczywistym i logicznym, że istnieje coś poza nami, czego możemy doświadczać. Czy to relaksujący dzień na plaży czy dramatyczny szef w pracy. Ale czy rzeczywiście doświadczamy świata na zewnątrz?
Spójrzmy, jak mówią o tym 3 Pryncypia.
 
 
Szczęście nie jest czymś poza tobą. To twój punkt startowy, punkt wyjścia.
Załóżmy, że chcesz nowy dom/samochód/pracę... Ciężko pracujesz i osiągasz, co chciałeś. Jesteś szczęśliwy. Jednak to wciąż jedynie twoje wewnętrzne doświadczenie w danym momencie. Po chwili przychodzi kolejne, np: teraz muszę płacić wysoki podatek czy wstawać o 5 rano. To również wyłącznie twoja wewnętrzna rzeczywistość. Nie możesz przeżywać niczego poza sobą. A zatem nie możesz doświadczać również Boga czy Uniwersum, który ci sprzyja lub nie. Jedyne, co jest, to wewnętrzne doświadczenie. I to nie Ania ma doświadczenie, lecz Ania jest doświadczeniem.
 
Jednak iluzja, że jest coś na zewnątrz, jest ogromna i silna. Iluzja, że są rzeczy poza tobą, po osiągnięciu których doświadczysz szczęścia. I to największy Kosmiczny Dowcip, jak mawiał Sydney Banks, człowiek, który "sformułował" 3P.
Nie możesz doświadczać niczego poza sobą. Doświadczenie jest w pełni wykreowane przez myślenie i świadomość. Nie "twoje myśli" i "twoją świadomość", lecz Uniwersalne Myślenie i Uniwersalną Świadomość. To nie jest personalne, osobiste.
Jesteś doświadczeniem. Wraz z nim zostaje wykreowana twoja osoba. Zobacz, że nie jest ona niczym trwałym, stałym i niezmiennym, a jedynie czasową kreacją, na którą możesz mieć wpływ. Ten wpływ ma swoje ograniczenia, gdyż będąc częścią Wszystkiego, nie jesteś odpowiedzialny za to, co przychodzi ci do głowy. Życie żyje. Nie ogarniesz Wszechświata. Płyń z nim. Doświadczaj każdego obecnego momentu, bo jest jedynym, jaki masz. Porzuć niedostatki kreowane przez umysł na bazie przeszłości, projektując scenariusze przyszłości. W tym momencie jesteś całkowicie OK, bo jesteś!
 
Gdy moment obecny "uwiera", zobacz tylko, czym jest: "Hej, myśl!"; "Hej, doświadczenie!" W przeciwnym razie zaczniesz potrzebować wielu metod i rzeczy, żeby pozbyć się uwierania. Potrzebujesz czegoś na zewnątrz, co wydaje się zapewnić ci spokój i szczęście: ludzie muszą się zachowywać w odpowiedni sposób, na koncie musisz mieć wystarczająco dużo środkow, musisz czuć się tak, nie inaczej... i wtedy będziesz szczęśliwy. Chcesz spokojnego umysłu, a masz jedynie dużo do zrobienia. Dodatkowo skupiasz swoją uwagę na uwieraniu. Zamiast pozwolić mu odejść, dajesz mu moc.
Paradoksalnie, gdy pozwolisz sobie na uwieranie - minie samo i szybko. Gdy zobaczysz, czym właściwie jest - energią myśli w danym momencie, tworzącą doświadczenie - zobaczysz, że nic nie musisz z tym robić.
 
W czymkolwiek widzimy Siłę Wyższą, umiejscawiamy ją na zewnątrz siebie. W rzeczywistości jesteśmy wyrazem boskości, jesteśmy częścią tej Jedności. Wszyscy jesteśmy pyłem gwiezdnym, tak jak trawa, kamienie i wszystko, co we wszechświecie istnieje, zbudowane jest z tego samego kosmicznego materiału. Nie jesteśmy od niego odłączeni.
 
Ta realizacja daje ogromną wolność! Wtedy boskość nie jest czymś, do czego musisz dążyć czy stosować metody, by jej doświadczyć. Uświadom sobie, że jesteś boskością. Jesteś Jednością. (Jakkolwiek patetycznie to brzmi.) Co więcej, dotyczy to wszystkiego: wojny, głodu, smutku, przemocy... One też należą do tej Jedności, choć są tylko myślą, jedną z jej form.
 
Świat zewnętrzny nie istnieje. A raczej istnieje tylko dzięki darowi myślenia. Ta kukiełka jest wszystkim: kreuje i doświadcza kreacji.
 
Nie musisz mi wierzyć na słowo. Sprawdź sam!