Uzależnienie od niewygody
17 maja 2021, 17:05
Każdy z nas ma swoje uzależnienia. W języku 3P: jesteśmy uzależnieni od myśli. Myśli, która mniej lub bardziej świadomie powraca. Moimi "ulubionymi" i niemal nieświadomymi były długo "Nie jestem wystarczająco dobra." i "Gdy będę TAM/ gdy osiągnę TO, będę szczęśliwa." To pokutujące w nas przekonanie, że gdy już TAM będziemy, lub gdy TO osiągniemy - będziemy szczęśliwi. I że tak już zostanie. (Ja naprawdę wierzyłam, że jeśli tylko wystarczająco się postaram, życie zawsze będzie idealne, wg moich standardów oczywiście.)
Przykładowo: Spotykasz księcia, który na zawsze ma pozostać księciem (lub księżniczkę, w zależności od preferencji), czyli takim, jakim go sobie wymyśliłaś. Gdy twoja koncepcja księcia ulega zmianie, on również powinien się zmienić.
Inny przykład: ustalasz sobie osiągnięcie określonego dochodu i zakładasz, że będzie on tylko rosnąć.
Lecz nagle okazuje się, że książę/ księżniczka i dochód mieli inne plany! To budzi ogromne pokłady strachu i potrzeby kontroli. Efektem jest jedynie coraz większy niepokój. I coraz więcej myśli.
Każdy z nas doświadcza czasem niespokojnych myśli. Nic w tym złego. "Problem" powstaje, gdy zaczynamy go "dokarmiać", w ten sposób utrzymując przy życiu. Już samo nazwanie uczucia "problemem" implikuje coś negatywnego.
Wygląda na to, że jako ludzie bardzo przywiązujemy się do niewygodnych emocji. Pamiętam poobijane w dzieciństwie kolana i łokcie i kilkudniowe strupy, które zrywałam z pełną namiętnością. Krwawiły i bolały, jednak robiłam to nadal. Intrygujące!
Czym jest ta chęć poczucia niewygody? Czy możemy się od niej uzależniać? Czy coś nam daje? Czy za pomocą tej niewygodnej emocji nie "zakrywamy" czegoś leżącego poza/ pod nią?Lubimy być ofiarą okoliczności?
Jedni piją, palą, inni objadają się lub krzywdzą siebie czy innych. Każdy ma swoje sposoby na "złagodzenie" własnej "niewygody". Dlaczego jednak u jednych staje się to nałogiem, podczas gdy dla drugich są to spontaniczne postępki? Co się za tym kryje? Czy można by zdefiniować uzależnienie jako indywidualną metodę na czasowe złagodzenie niedogodności? Która zresztą w ostatecznym rozrachunku działa często na naszą niekorzyść.
Patrząc na uzależnienia od strony Trzech Pryncypiów widzę, że każdy z nas stosuje własne ulubione środki, które w danym momencie uważa za odpowiednie. Często jednak przyzwyczajenie sprawia, że te rozwiązania nie są "dopasowywane" do momentu, lecz są czysto automatycznym, wyuczonym zachowaniem. By złagodzić emocjonalne niewygody pijący sięga po piwo, palacz po papierosa, a pracoholik pogrąża się w swojej pracy. Często niestety nie dlatego, że to teraz najlepsze rozwiązanie, ale dlatego, że kiedyś pomagało.
Ciekawe, że te krótkoterminowe natychmiastowe rozwiązania są dla nas tak istotne. Przychodzi doświadczenie "niewygody" i musimy je natychmiast "rozwiązać".
Co się tutaj dzieje? Znów kierujemy się na zewnątrz, łącząc to niewygodne uczucie z czymś w świecie poza nami: "Szef w pracy krzywo na mnie spojrzał - z pewnością mnie zwolni!" Jeśli mam przekonanie, że gdy teraz zjem paczkę chipsów to napewno poczuję się lepiej, zjadam paczkę chipsów. Chwilę później jednak myśl o zwolnieniu z pracy powraca nieprzyjemnie, znów uwiera, a do tego jest mi niedobrze i czuję się winna, że pochłonęłam 200g chipsów i tabliczkę czekolady. Czyżby poczucie winy i pełnego żołądka miało zagłuszyć strach przed utratą pracy? Czy żeby nie bać się zwolnienia, potrzebuję więcej czekolady? Więcej wina? Więcej zajęć?
Czy tędy droga? Do uzależnienia owszem. Do wolności? Dla poczucia wolności wystarczy ci wgląd. Gdy naprawdę Zobaczysz (a nie tylko intelektualnie zrozumiesz), co się dzieje, czy nadal będziesz widział rozwiązanie "problemu" w paczce chipsów, kolejnych nowych butach czy partnerze? Czy logika pozwoli ci nadal w to wierzyć?
Co jest podstawą wszelkiego uzależnienia? Myśl. Myśl, w którą wierzysz. Świadoma lub nie.
Byłam uzależniona od zmiany. Przez wiele lat, gdy coś zaczynało uwierać, siłą wiary i przyzwyczajenia zabierałam plecak i psa i zmieniałam otoczenie. Oczami wyobraźni widziałam nowe miejsca, nowych ludzi, możliwości. Za sprawą dopaminy już samo myślenie o zmianie przynosiło ulgę. Dlaczego zatem nadal decydowałam się na zmianę? Przecież uwieranie zawsze wracało i znów trzeba było się pakować. Nieświadomie i niewinnie swój "kamień w bucie" wszędzie woziłam ze sobą. I konsekwentnie wierzyłam, że kiedyś znajdę spokój i szczęście. Jednak szukałam w złym miejscu. Masa myśli i koncepcji na każdy temat nie pozwalała mi zobaczyć ani mojego "kamienia", ani tego, że to wszystko nie jest prawdziwe. Tym bardziej, że przecież czułam, jakby prawdziwe było. Uderzyłam się w nogę od stołu, bolało i miałam siniaka. Jak to nieprawdziwe?
Wszyscy w moim otoczeniu również przeżywali "niewygodne" emocje. Nikt jednak nie pakował plecaka i nie zmieniał miejsca pobytu z tego powodu. Mieli swoje sposoby. Więc coś tu chyba nie gra?
W moim doświadczaniu ukryte było przekonanie, że brak przywiązania do czegokolwiek i kogokolwiek daje mi wolność. Co dziwne, inni mieli totalnie odmienny pogląd na tę kwestię. Inne rzeczy utożsamiali z bezpieczeństwem i wolnością.
Co jest zatem prawdziwe? Czy każdy z nas może mieć swoje prawdy?
Długo myślałam, że tak. Dziś nazwałabym je przekonaniami, od których się "uzależniamy". Prawda jest jedna. Jeśli są od niej wyjątki - nie może być Prawdą.
Czy gdyby ktoś powiedział mi 20 lat temu: "Jesteś po prostu niespokojna, bo masz niepokojące myśli. Zobacz, co się stanie, jeśli nic z nimi nie zrobisz, jeśli nie nadasz im znaczenia, które je powiększy i utrwali." Czy już wtedy osiadłabym i zagrzała gdzieś miejsca na dłużej? Być może. Może nie. Może musiałam przejść tę drogę, by zobaczyć, co jest prawdziwe. Prawdy nie da się nikomu przekazać. Każdy musi doświadczyć jej sam. A to, co wszyscy myślimy nie jest Prawdą. Wszelkie nieporozumienia i niewygody wynikają z dysonansu pomiędzy naszym postrzeganiem, a rzeczywistością.
To bardzo ważne zdawać sobie z tego sprawę! To daje wolność: świadomość faktu, jak powstaje ludzkie doświadczenie. Jest myśl, w którą wierzysz, od której, po latach powtórzeń, uzależniasz się. Ta myśl dostaje życie dzięki Świadomości i tej Uniwersalnej Sile, która "kieruje" wszystkim. Jest myśl i nic nie musisz z nią robić!
Ta realizacja daje mi wolność wyboru. W każdej nowej chwili mam możliwość podjęcia świadomego wyboru, decydowania o tym, jak przeżywam moje doświadczenie.
Ta świadomość nie oznacza, że już nigdy nie spakuję plecaka czy nie pochłonę tabliczki czekolady. Jednak mój punkt wyjścia i to doświadczenie będą inne, niejako "luźniejsze", mniej ważne, mniej serio... Nie będzie to już znaczyło, że znów poległam, znów coś mi się nie udało i muszę zaczynać od początku. Przyjdzie kolejny moment, w którym znów będę mogła dokonać wyboru.
Jesteśmy bardzo przywiązani do idei lokowania wszystkiego w czasie: nie piję od tygodnia, nie palę od miesiąca... Ale też do chęci zatrzymania na stałe tego, co ostemplowaliśmy jako dobre i wyrzucenia niewygody. Mamy wiele utartych wierzeń, kryteriów i warunków, które sami wymyślamy i utrwalamy. Jeśli wieczorem oznajmiam sobie: "Cholera, znów nie biegałam!" i po tym stawiam kropkę, jest to zwykłym stwierdzeniem faktu, niezakłócającym spokoju mego wieczoru. Wszystko jednak, co postawię po przecinku ("Znowu mam lenia."przecinek; "W ten sposób nigdy nie nabiorę kondycji."przecinek; "Inni jakoś mogą być zdyscyplinowani, tylko nie ja." przecinek ...), będzie jedynie interpretacją i oceną tego faktu, zatem nie obiektywną prawdą! Nadal będę zresztą jedyną jednostką, która zadecyduje o tym, czy to dobrze czy źle. Ale hej!!! Siedzę w wygodnym fotelu i kreuję opinie na temat tego, co JUŻ JEST, zamiast korzystać z nowego świeżego momentu, z zaciekawieniem i otwartością. Nadal mogę wstać i pójść biegać. Lub pozostać w wygodnym fotelu. Myślenie na ten temat nie zmieni sytuacji, jedynie "zepsuje" moment obecny.
Z tą realizacją wiem, że niewygodę - oddalenie od Domu - mogę doświadczyć jedynie wtedy, gdy tak zdecyduję. Gdy chwilowo zapomnę o tym, jak powstaje ludzkie doświadczenie i kto/ co je kreuje...
Dodaj komentarz